sobota, 15 marca 2014

Historia Tragicznej Miłość.

   
Masakra jak dobrze być w domu po całym dniu nauki. Szkoła oficerska męczy w pełni.
Zjadłem spokojnie obiad, przy ukochanym telewizorku
Po sytym posiłku powieki zaczęły mi ciążyć. Dlatego też przykryłem się kocem i wpadłem w stan pół snu.
Gdy nagle słyszę brzęczenie, dochodzące ze stołu. Leniwym ruchem sięgnąłem po telefon, był to sms od mojej przyjaciółki Asi.
Mam dość tego zajebanego życia, Marcin odezwał się po trzech miesiacach że to nie ma sensu żadnego. Wole zasnąć wiecznym snem niż się męczyć.
Ja pierdole, masakra jeszcze to.
Wykręciłem nr do mojego wuja, który pracował w bazie wojskowej, na grunwaldzkiej.
-Siema wujek potrzebował bym ambulans wojskowy tak za pięć minut?
-Po co?
-Hmh jest problem z moją koleżanką.
-Dobra, nie wgłębiam. Za trzy minuty będzie u cb karetka.
-Dzięki wujek
Szybko się ogarnąłem, ubrałem mundur. Zamknąłem dom na cztery spusty, i wybiegam przed kamienice.
Karetka tam już na mnie czekała.
Wsiadłem do szoferki, wymieniłem uściski dłoni.
-Gdzie jedziemy panie chorąży?
-Osiedle Lecha 76,na sygnale i właczcie 3w squad licencja na zabijanie. Muszę rozluźnić się.
-Spoko Wilk.
Jechaliśmy przez puste ośnieżone ulice, dźwięk głośnika wprowadził mnie w trans.
Zacząłem myśleć o wszystkim, ile to ja Asie znam.
Ile razem przegadaliśmy godzin.
Masakra a teraz jadę na sygnale karetką aby nie dopuścić do jej śmierć.
karetka zatrzymywała się pod znajomym mi budynku.
Zadzwoniłem na domofon.
-Kto. Rozległ się głos w domofonie.
-Żandarmeria wojskowa.
-Proszę.
Wbiegłem po schodach, mama Asi stała w drzwiach.
-Marcin co się stało.
-Jest Asia ?
-Zamkneła się w swoim pokoju, a co?
-Okey proszę prowadzić do niej.
Przeszliśmy przez korytarz, staneliśmy przed pokojem Asi.
-Asia, otwórz drzwi kolega do ciebie przyszedł.
Kompletna cisza.
Głośno zapukałem w drzwi, nadal grobowa cisza.
-Proszę się odsunąć.
Jednym kopnięciem otworzyłem drzwi od pokoju Asi.
-Leżała na samym środku pokoju wokół leżały rozsypane tabletki.
Podszedłem do Asi, miała puls ale ustający.
Wziąłem butelkę po tabletkach do kieszeni.
-Jezu Asia co ci jest.
-Niech sie pani uspokoi biorę ją.
-Gdzie?
-Jedziemy do szpitala, mam do pani numer zadzwonię do jakiego pani ma pojechać szpitala.
Chwyciła mnie za bluze mundurową, i z łzami w oczach powiedziała.
-Niech ją pan uratuje, jest dla mnie wszystkim.
Wziąłem Asie na ramiona, i zbiegłem po schodach do ambulansu.
Spakowałem ją do wozu.
I już jechaliśmy na ciemnych ulicach na sygnale.
Chwyciłem za cb radio.
-Na linii alarmowej starszy chorąży Marcin Lipowicz żandarmeria wojskowa, mamy próbę samobójczą zażycie leków na sennych. Który nas szpital przyjmie.
Ofiara ma na imie Asia Neko, lat 16 zażyła Nervomix  przynajmniej 10 tabletek.
Potrzebuje płukanie żołądka.
-Lipton tu zgłasza się się Krysiewicza, do nas nie ma co jechać na oddziale panuje epidemia biegunki.
-Tu kurlandzka mamy komplet.
-Okey dzięki.
-Halo Halo Lipton, zgłasza się Raszeja mamy możliwość przyjęcia.
-Okey dziękuje jedziemy do was.
-Wilk.
-Co obudziła się.
-Jak to w tym stanie ?
-Sam zobacz.
Podszedłem do Asi rzeczywiście miała otworzone oczy.
-Kamil ?
To imię chłopaka Asi.
-Kamil jestem już w niebie.
Nagle oczy wywróciły się na drugą stronę.
Nagle respirator zwariował .
-Kurwa mamy migotanie przedsionków.
-Co robimy Liptom.
-Wkłucie podajemy 10mg digoksyny.
-Jakie efekty?
-Nadal bez zmian.
Nagle rezpirator zapiszczał.
-Usatała akcja serca.
-Szykować rezpirator, dajesz prądem dwu fazowym 200 jonów. A ja podam adrenalinę i rozpocznę resuscytacje krążeniowo oddechową.
-Żyj kurwa, Asia nie rób mi tego.
Powiedziałem pod nosem
Hmh po drugim wdechu usłyszałem krzyk radość.
-Mamy ją znowu.
-Zajebiście.
Daleko ten szpital?
-Jesteśmy na przy bramie głównej.
Otworzyliśmy drzwi od karetki, i z noszami przemierzaliśmy przez zapchany korytarz szpitala.
Zawieźliśmy ją na OIOM
Tam już odebrali ją od nas sanitariusze.
-My już damy rade możecie się rozluźnić.
Eh opadłem na krzesło, zadzwoniłem do matki Asi aby ta mogła przyjechać do szpitala z jej ubraniami .
Po godzinie, z sali wyszedł lekarz.
-Przepraszam to z panem przyjechała Asia Neko.
-Tak, co jej jest ?
-Wypukaliśmy żołądek, i wszystko jest okey.
-Mogę ją zobaczyć.
-Pewnie, jest w sali 312 aktualnie śpi.
Wszedłem do sali, i usiadłem przy jej łóżku.
Trzymałem ją za rękę, mijała godzina za godziną. A ja nadal tam siedziałem, matka Asi pojechała godzinę temu, bo jutro musiała jechać do pracy, obiecałem że o nią zadbam.
O poranku, wyszedłem na chwilę po kawę.
Aby nie zasnąć.
I nie uwierzycie kogo zobaczyłem, przez korytarz biegł jebany amor przez którego tu się dzisiaj znalazłem.
Z bukietem róż,
Dobra to znak dla mnie że powinienem się ulotnić. I jechać do domu.
W domu już czekało na mnie cieplutkie łóżeczko, nawet się nie rozebrałem. Tylko glebłem się do łóżka.
Obudził mnie dzwonek do drzwi, na zegarze ściennym dochodziła godzina 20.
Zaspany otworzyłem drzwi, w drzwiach stała Asia.
-Co tu robisz?
-Godzinę temu, mnie wypisali i od razu pojechałem do ciebie.
Chciałam ci podziękować za to że uratowałeś mi życie.
-Spoks, nie ma za co. Wejdziesz?
-Pewnie.
Zrobiłem jej herbatę i poczęstowałem czekoladowym ciastem.
-Dlaczego pojechałeś, po tym jak ten debil przyjechał ?
-Pomyślałem że chcecie zostać sama.
z nim.
-Nie, wyrzuciłam go nie miałam ochoty na niego patrzeć.Za to co mi zrobił.
-No to grubo.
I tak spędziliśmy prawie trzy godziny na rozmowie.
-Dobra ja się zmywam.
Powiedziała w końcu.
Odprowadziłem ją do drzwi, tam patrzyłem jak się ubiera. I zanim poszła spojrzała mi głęboko w oczy. Chwyciła mnie za połyt munduru stanęła na palcach, spojrzała mi prosto w oczy, poczułem jej zimny nos, aby następnie poczuci jej usta na swoich.
Otworzyłem szeroko oczy z zdziwienia.
Ale ona tylko na to położyła mi palec na wargach i powiedziała.
-Wiem że siedziałeś ze mną w szpitalu cała noc.
Mam nadzieje że mnie odwiedzisz w najbliższych dniach.
-No czemu nie.
-Okey to czekam na telefon.
.

wtorek, 11 marca 2014

Przeminęło z jesiennym wiatrem.

(Marta - M) 
(Michał - Mi) 
(Ja) 
-Słyszałeś ? 
- O czym. 
Zagadał mnie Michał na przerwie. 
- O tej kamienicy poniemieckiej, koło kościoła? 
- Tej na tym placu? 
- Tak o tej właśnie mówię, słyszałeś co tam się stało?
Przyjaciel zrobił taką minę jakbym powiedział, że mam zamiar usunąć Facebooka, po czym zapuszczę brodę i zostanę pustelnikiem. 
- Widzę, że ktoś jest zacofany jeśli chodzi o paranormalne wydarzenia na naszym zadupiu. 
- Michał, przecież wiesz, że mnie to już nie interesuje. 
- E tam, nie przesadzaj to będzie jednorazowy wypad do tej kamienicy. Połazimy trochę, porobimy parę fotek, nagramy film a potem jak chcesz, możemy iść na pizze. 
- Idziemy sami czy z kimś? 
- Marta chce iść z nami, co ty na to? 
- Skoro Marta chce iść, niech idzie. 
- To spoko, bądź o godzinie 18.30 pod kościołem, weź kamerę ze sobą. 
- Dobra to narazie. 
Podałem rękę Michałowi, po czym poszedłem w stronę klasy od matematyki. Całą lekcje byłem jakoś rozkojarzony, nie mogłem się skupić na ciągach. I gdy tylko dzwonek rozbrzmiał, nie miałem ochoty czekać już ani minuty dłużej w tej sali tortur.
Wbiegłem prędko do domu, wchłonąłem obiad, spakowałem dawno nie używany sprzęt do plecaka. Przed wyjściem nabazgrałem mamie informację, że jestem z Michałem i Martą na spacerze. Marta i Michał czekali na mnie już pod główną bramą kościoła, i z ożywieniem o czymś rozmawiali. Mi: O jesteś, super mamy komplet, więc możemy ruszać. 
M: Masz cały sprzęt? 
Ja: A jak przygotowałem się.
Zwartą grupą ruszyliśmy w stronę kamienicy, minęliśmy całodobowy sklep monopolowy, pod którym stała znana nam ekipa. Przechodząc koło nich, spowodowaliśmy milczenie meneli. Milczeli tak, póki nie znaleźliśmy się na końcu alejki. 
Po paru minutach marszu w milczeniu dotarliśmy do opuszczonego placu na którym stała kamienica. Teren był otoczony drewnianym płotem z desek dębowych. Na uboczu kamienicy stał wysoki dąb, a na jednej z solidniejszych gałęzi wisiała wiekowa huśtawka. 
Mi: Niezły klimat jeśli chodzi o nawiedzony dom.
Nagle jego wypowiedź została przerwana przez kruka, który dał znać o swojej obecność przez kraczenie. 
M: No to co, będziemy się tak gapić, czy wchodzimy do środka?
Ja: Spoko Marta bez spiny już wchodzimy. 
Wszedłem przez rozwalone drzwi, Marta i Michał byli metr za mną. W ciągu godziny obeszliśmy całą kamienice i nic ciekawego się nie wydarzyło. Dlatego też na strychu zrobiliśmy sobie krótką przerwę na kanapki i ciasto które przyniosła Marta. 
M: Nic się nie dzieje w tym budynku. Tylko stracony czas. 
Mi: Nie marudź ten dom ma swoją klasę i nie jeden dobry horror można by tu nagrać. 
Gdy oni komentowali całą sytuację, ja starałem się za wszelką cenę skupić na dźwięku, który wydobywał się z nieokreślonej przestrzeni.
Ja: Słyszycie te skrzypienie? 
Mi: Jakie skrzypienie? 
M: No ja też je słyszę, chyba dochodzi z dworu. 
Wstaliśmy powoli i ostrożnie podeszliśmy do okna. Na dworze stał chłopczyk w staromodnym ubiorze, szedł powolnym krokiem w stronę huśtawki, na której huśtała się w podobnym wieku dziewczynka. 
Ja: Michał, Michał biegnij po aparat i strzel parę fotek. 
Mi: Już się robi. 
M: Przydało by się zejść na dół, i nakręcić parę ujęć. 
Ja: Ja zejdę i zobaczę jak to wygląda. 
Mi: Spoko Michał, tylko uważaj na siebie. 
Niechętnie odszedłem od okna, zabrałem kamerę i szybko zbiegłem po schodach. Na dworze wciąż było jasno, dlatego czułem się jakoś pewniej. Rozejrzałem się dookoła, moją uwagę przykuła, huśtawka która huśtała się powoli do przodu i do tylu. Podniosłem kamerę, i zacząłem nagrywać całą ta sytuację, podszedłem powoli do huśtawki i zatrzymałem ja ręką. Odwróciłem się na pięcie i nagle ni stąd ni zowąd znalazłem się metr dalej z okropnym bólem w plecach, huśtawka znowu się bujała tylko teraz dwa razy mocniej. 
M: Wojtek jesteś cały? 
Ja: Jest spoko, Marta. 
Mi: Masz to nagrane? 
Ja: Tak Michał mam nagrane, dzięki, że pytasz o zdrowie. 
Mi: Wiem stary, że jesteś cały. Dobra, dosyć leżenia, wstawaj i wracaj. 
Podniosłem się powoli z ziemi po czym obejrzałem dokładnie kamerę czy jest cała. Na szczęście nic jej nie było. Wchodząc po schodach minąłem jakiegoś faceta z długa brodą w płaszczu i kapeluszu o szerokim rondzie. 
- Dobry wieczór.
Powiedziałem odruchowo do dziadka, a w odpowiedź usłyszałem. 
-Shelom, niech Jahwe ma ciebie w opiece. 
Wbiegłem sprintem na ostatnie piętro i dopiero stojąc przed drzwiami strychu zrozumiałem, że nikogo oprócz nas w tej kamienicy nie ma. A więc kto to był do cholery?
Koniec części 1