wtorek, 11 marca 2014

Przeminęło z jesiennym wiatrem.

(Marta - M) 
(Michał - Mi) 
(Ja) 
-Słyszałeś ? 
- O czym. 
Zagadał mnie Michał na przerwie. 
- O tej kamienicy poniemieckiej, koło kościoła? 
- Tej na tym placu? 
- Tak o tej właśnie mówię, słyszałeś co tam się stało?
Przyjaciel zrobił taką minę jakbym powiedział, że mam zamiar usunąć Facebooka, po czym zapuszczę brodę i zostanę pustelnikiem. 
- Widzę, że ktoś jest zacofany jeśli chodzi o paranormalne wydarzenia na naszym zadupiu. 
- Michał, przecież wiesz, że mnie to już nie interesuje. 
- E tam, nie przesadzaj to będzie jednorazowy wypad do tej kamienicy. Połazimy trochę, porobimy parę fotek, nagramy film a potem jak chcesz, możemy iść na pizze. 
- Idziemy sami czy z kimś? 
- Marta chce iść z nami, co ty na to? 
- Skoro Marta chce iść, niech idzie. 
- To spoko, bądź o godzinie 18.30 pod kościołem, weź kamerę ze sobą. 
- Dobra to narazie. 
Podałem rękę Michałowi, po czym poszedłem w stronę klasy od matematyki. Całą lekcje byłem jakoś rozkojarzony, nie mogłem się skupić na ciągach. I gdy tylko dzwonek rozbrzmiał, nie miałem ochoty czekać już ani minuty dłużej w tej sali tortur.
Wbiegłem prędko do domu, wchłonąłem obiad, spakowałem dawno nie używany sprzęt do plecaka. Przed wyjściem nabazgrałem mamie informację, że jestem z Michałem i Martą na spacerze. Marta i Michał czekali na mnie już pod główną bramą kościoła, i z ożywieniem o czymś rozmawiali. Mi: O jesteś, super mamy komplet, więc możemy ruszać. 
M: Masz cały sprzęt? 
Ja: A jak przygotowałem się.
Zwartą grupą ruszyliśmy w stronę kamienicy, minęliśmy całodobowy sklep monopolowy, pod którym stała znana nam ekipa. Przechodząc koło nich, spowodowaliśmy milczenie meneli. Milczeli tak, póki nie znaleźliśmy się na końcu alejki. 
Po paru minutach marszu w milczeniu dotarliśmy do opuszczonego placu na którym stała kamienica. Teren był otoczony drewnianym płotem z desek dębowych. Na uboczu kamienicy stał wysoki dąb, a na jednej z solidniejszych gałęzi wisiała wiekowa huśtawka. 
Mi: Niezły klimat jeśli chodzi o nawiedzony dom.
Nagle jego wypowiedź została przerwana przez kruka, który dał znać o swojej obecność przez kraczenie. 
M: No to co, będziemy się tak gapić, czy wchodzimy do środka?
Ja: Spoko Marta bez spiny już wchodzimy. 
Wszedłem przez rozwalone drzwi, Marta i Michał byli metr za mną. W ciągu godziny obeszliśmy całą kamienice i nic ciekawego się nie wydarzyło. Dlatego też na strychu zrobiliśmy sobie krótką przerwę na kanapki i ciasto które przyniosła Marta. 
M: Nic się nie dzieje w tym budynku. Tylko stracony czas. 
Mi: Nie marudź ten dom ma swoją klasę i nie jeden dobry horror można by tu nagrać. 
Gdy oni komentowali całą sytuację, ja starałem się za wszelką cenę skupić na dźwięku, który wydobywał się z nieokreślonej przestrzeni.
Ja: Słyszycie te skrzypienie? 
Mi: Jakie skrzypienie? 
M: No ja też je słyszę, chyba dochodzi z dworu. 
Wstaliśmy powoli i ostrożnie podeszliśmy do okna. Na dworze stał chłopczyk w staromodnym ubiorze, szedł powolnym krokiem w stronę huśtawki, na której huśtała się w podobnym wieku dziewczynka. 
Ja: Michał, Michał biegnij po aparat i strzel parę fotek. 
Mi: Już się robi. 
M: Przydało by się zejść na dół, i nakręcić parę ujęć. 
Ja: Ja zejdę i zobaczę jak to wygląda. 
Mi: Spoko Michał, tylko uważaj na siebie. 
Niechętnie odszedłem od okna, zabrałem kamerę i szybko zbiegłem po schodach. Na dworze wciąż było jasno, dlatego czułem się jakoś pewniej. Rozejrzałem się dookoła, moją uwagę przykuła, huśtawka która huśtała się powoli do przodu i do tylu. Podniosłem kamerę, i zacząłem nagrywać całą ta sytuację, podszedłem powoli do huśtawki i zatrzymałem ja ręką. Odwróciłem się na pięcie i nagle ni stąd ni zowąd znalazłem się metr dalej z okropnym bólem w plecach, huśtawka znowu się bujała tylko teraz dwa razy mocniej. 
M: Wojtek jesteś cały? 
Ja: Jest spoko, Marta. 
Mi: Masz to nagrane? 
Ja: Tak Michał mam nagrane, dzięki, że pytasz o zdrowie. 
Mi: Wiem stary, że jesteś cały. Dobra, dosyć leżenia, wstawaj i wracaj. 
Podniosłem się powoli z ziemi po czym obejrzałem dokładnie kamerę czy jest cała. Na szczęście nic jej nie było. Wchodząc po schodach minąłem jakiegoś faceta z długa brodą w płaszczu i kapeluszu o szerokim rondzie. 
- Dobry wieczór.
Powiedziałem odruchowo do dziadka, a w odpowiedź usłyszałem. 
-Shelom, niech Jahwe ma ciebie w opiece. 
Wbiegłem sprintem na ostatnie piętro i dopiero stojąc przed drzwiami strychu zrozumiałem, że nikogo oprócz nas w tej kamienicy nie ma. A więc kto to był do cholery?
Koniec części 1


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz