czwartek, 15 sierpnia 2013

Powrót cz 2

Miasto jak z horrorów Stephana Kinga,opustoszałe zrujnowane. Gdzie nie gdzie auta stały się miejskimi pochodniami.
Zastanawiał mnie tylko jedno,jak to możliwe że nie spotkałem jeszcze ani jednego człowieka.Oprócz zwariowanego doktora Nowickiego. Bo chyba nie znikli od tak chyba co ? Nagle dostrzegłem dwie wielkie włochate istoty. A obok nich stała grupka ludzi, zatrzymałem auto i spojrzałem przez lornetkę. To co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach, ludzie którzy tam stali wyglądali jakby byli w jakimś transie albo byli mocno naćpani. A te wielkie włochate istoty wyglądały jakby pochodził z Czarnobylskiej strefy skażenia. Może doktorek miał rację, i jakaś organizacja terrorystyczna użyła jakiejś broni bakteriologicznej. Postanowiłem jak najszybciej się ulotnić,i poszukać jakiejś kryjówki. Pierwsza myśl to wojskowy kompleks za miastem,nie czekając na oklaski dodałem gazu. Deszcz który na początku,lekko mżył,teraz już lał strumieniami a do tego co pewien czas niebo błyskało od błyskawic. Baza jak się spodziewałem była kompletnie pusta,po przeszukaniu wszystkich baraków i kantyn oficerskiej przyszedł czas na budynek dowództwa. Taki był plan ale, że byłem zmęczony usadowiłem się w gabinecie w dowódcy. Byłem tak zmęczony,chwila wystarczyła że już spałem. Nagle jakby przez sen usłyszałem jakiś głos, zbudziłem się natychmiastowo.A szept nadal brzmiał za drzwiami.
Przypomniałem sobie tych strasznych ludzi z miasta,bez zastanowienia pochwyciłem leżący koło mnie karabin
Puściłem serie po drzwiach i po ścianie, strzelałem tak długo puki nie skończyła się amunicja w broni. Przeładowałem karabin, i odpaliłem latarkę na końcu karabinu po czym silnym kopnięciem otworzyłem drzwi . Ale tam nikogo nie było może , mi się wydawało.Nie to nie możliwe, nagle coś przebiegło za moimi plecami. Odwróciłem się na pięcie ale widocznie za wolno.Bo napastnik jednym kopnięciem wybił mi broń z rąk i rzuciłsię na mnie. Na szczęście nie był dla mnie jakimś wielkim wyzwaniem, ponieważ po chwili wymiany paru ciosów.Napastnik leżał na ziemi przygnieciony kolanem. Od paska odczepiłem małą latarkę którą zapaliłem i przyjrzałem się napastnikowi. Był to młody chłopak w wieku może szesnastu albo siedemnastu lat.Co mnie zdziwiło, to nie naturalny kolor tęczówki. Barwą raczej przypominała kolor lazurowy ,co się doskonale pasowało do jego bladej skóry. Nagle usłyszałem charakterystyczny szczęk zapalniczki benzynowej.Błyskawicznie rzuciłem się do karabinu,od razu poświeciłem w stronę dziwięku.\ Stała tam grupa ludzi, na ich czele stał wysoki mężczyzna w długim czarnym płaszczu i w okularach przeciw słonecznych. I nie wiem jak to się stało ale pokonał odległość dzielącą nas w mgnieniu oka. Powiedział -Panie majorze niech pan opuść broń, bo jeszcze zrobi pan sobie jakąś krzywdę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz