czwartek, 15 sierpnia 2013

Powrót cz1

Powroty zawsze są ciężkie,ale ten napawał mnie radością. Ponieważ dzisiaj wracam do domu,z dziewięciomiesięcznej misji w Iraku. Nagle ktoś mnie szturchnął, odwróciłem głowę i dostrzegłem, że to mój dowódca. -Majorze mam do was prośbę. -Tak, panie generale, w czym mogę pomóc. -Jest sprawa,czy zaraz po wylądowaniu nie mógłby pan pojechać do bazy i dostarczyć tej aktówki. -Oczywiście panie generale,i tak bazę mam po drodze. -Doskonale, bardzo panu dziękuję. Zaraz po wylądowaniu odebrałem od generała aktówkę i łapiąc pierwszą taksówkę pojechałem do bazy. Na miejscu powiedziałem taksówkarzowi, aby nie gasił silnika, załatwię tylko jedną sprawę i wracam. Poprawiłem swój mundur i wszedłem do budynku. Uderzyła mnie fala przyjemnego zimna, przywitałem się z ochroniarzem i powiedziałem w jakiej jestem sprawie. Kazał mi zanieść do pokoju trzydzieści trzy i zostawić na biurku. Wbiegłem po schodach na trzecie piętro, bo winda była zepsuta. Na właściwym piętrze chwyciła mnie lekka zadyszka.Ale na moje szczęście drzwi były zaraz obok schodów. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w ogromnym gabinecie.Odłożyłem teczkę na stół, już odwróciłem się do wyjścia. Gdy nagle doszło do ogromnej eksplozji za mną,siła wybuchu rzuciła mnie na ścianie. Ból odczuwałem w całym ciele, osunąłem się na ziemię i zemdlałem. Nie wiem jak długo leżałem na ziemi. Po prostu w pewnym momencie otworzyłem oczy, wstałem, otrzepałem się z pyłu i sadzy. I rozejrzałem się po pokoju,oprócz wielkiej dziury w ścianie, przez którą wpadał zimny jesienny wiatr z deszczem. Rozejrzałem się w poszukiwaniu aktówki,ale nie było jej. Czyżby to ona spowodowała ten wybuch, nie dawno bym już przecież nie żył. Ale jednak coś lub ktoś zrobiło ten ogromny otwór w ścianie. Nie przejmując się czymkolwiek opuściłem zrujnowane pomieszczenie przez dziurę, gdzie jeszcze nie dawno były drzwi. Na korytarzu panował taki sam nieład i chaos. Walające się papiery, śmieci, ubrania tworzyły coś na kształt hałdy, nagle usłyszałem szloch i podciąganie nosa. Na końcu korytarza dostrzegłem postać w kitlu lekarskim, rozpoznałem ją. Był to doktor Nowicki, obejmował kaloryfer i tulił się do niego. Podszedłem do niego i klepnąłem w ramie, ten na to odwrócił się w moją stronę. W jego oczach dostrzegłem obłęd, na pytanie co się stało powiedział. -To wojna proszę pana. Wybełkotał -To pewnie bomby z gazem psychotropowym. Pewnie użyto broni bakteriologicznej majorze, to wąglik lub co gorsza ebola. Wszyscy powariowali, wszyscy! Trzeba zejść do schronów, do schronów. Wiedziałem, że w tym stanie doktor nie pomoże mi, musiałem ustalić co się stało. Przedostałem się do klatki schodowej,szybkim tempem pobiegłem do magazynu, gdzie powinna być broń. Wiele sztuk broni brakowało, ale to nic. Zacząłem pakować w torbę amunicje 5,56 mm,wypchałem plecak po brzegi, z trudem udało mi się go zapiąć.Pochwyciłem również karabin Beryl wz.96. Po paru krokach torba zaczęła mi ciążyć, na piechotę poruszać się nie było sensu. Dlatego z portierni zabrałem wszystkie klucze dotyczące garażu. W oko wpadło mi auto, którym jeździł dowódca, był to słynny Willys MB. Był to wojskowy jeep używany przez wojsko amerykańskie podczas drugiej wojny światowej. Pokusiłem się o próbę odpalenia tego zabytku gdy wreszcie odnalazłem pasujący klucz. Byłem wniebowzięty,silnik auta wcale nie był głośny, jak się tego spodziewałem, a wręcz przeciwnie, był cichutki jak w normalnych autach. Miałem szczęście, bak był pełen i gotowy na ekstremalną podróż.
skopiuj sb i wklej chyba bedzie dobrze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz